Komentarze: 3
Zbliżały się święta. Cały zamek powoli pustoszał. Uczniowie wyjeżdżali na Boże narodzenie do domów. Z paczki gryfońskich przyjaciół zostali już tylko Julia, Harry i Hermiona. Ta ostania jednak tez szykowała się do wyjazdu.
Harry i Julia siedzieli właśnie w Wielkiej Sali i grali w szachy gdy do środka weszła Hermiona. Za sobą ciągnęła wielką walizkę. Podeszła do przyjaciół i każdemu z nich dała symbolicznego całusa w policzek.
- Jedziesz już?- zapytał zrezygnowany brunet
- Zaraz mam pociąg do Londynu- siliła się uśmiech, ale widać było, ze nie ma ochoty opuszczać Hogwartu
- Niedługo się zobaczymy, głowa do góry. Święta nie trwają wiecznie- Julia przytuliła ja po odprowadziła do drzwi.
Zostali już z Harrym tylko we dwójkę. Blondynka wzięła kawałek ciasta i wrócili do gry. Jednak po kolejnej przegranej z rzędu dziewczynie puściły nerwy.
- Czy ty musisz zawsze wygrywać, do cholery?- wrzasnęła
- Nie oszukujmy się- uśmiechnął się szeroko- jestem po prostu od ciebie lepszy
Teraz już zdecydowanie przesadził. Julia ledwie siedział w miejscu tak wszystko się w niej gotowało ze złości. Wstała i rzuciła w niego pionkiem szachowym.
- Co powiesz na małe zawody w bieganiu? Zobaczymy, czy tak we wszystkim jesteś lepszy!- warknęła
- Chętnie! Kto drugi w pokoju ten stawia kremowe piwo!
Co sił w nogach ruszyli na górę. Tu Julia okazała się znacznie szybsza. Biegli korytarzem śmiejąc się głośno. Dziewczyna patrzyła na schody znajdujące się niedaleko i nie zauważyła leżącej sobie na podłodze pani Noris.
- Ała- wrzasnęła blondynka lądując z impetem na podłodze
- Uczysz się latać?- Harry nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
W końcu i jej udzieliła się ta wesołość. Zaczęli się głośno śmiać i żartować sobie. Harry wyciągnął do niej rękę i pomógł jej wstać. Nie wiedzieli wtedy jeszcze, ze są obserwowani.
- Sunny!- usłyszeli nagle za sobą czyjś głos
Obydwojgu to słowo wydało się tak znajome, ze momentalnie się odwrócili. Za nimi stał Hagrid i profesor McGonagall.
- Pan profesor cos do nas mówił?- zapytała blondynka
- Eeeee, yyyy- Hagrid nie wiedział co ma odpowiedzieć
- Ja mówiłam- z pomocą przyszła mu p. McGonagall- prosiłam abyście nie biegali po korytarzach. Mogłaś sobie zrobić krzywdę.
- Nic mi się nie stało pani profesor- Julia uśmiechnęła się niewinnie tak, ze w oku Hagrida zakręciła się łza
- Zmykajcie już, ale prędko- powiedział nauczyciel
Uczniowie skierowali się w stronę pokoju wspólnego Gryffindoru, tym razem jednak powoli. Julia wciąż zastanawiała się dlaczego Hagrid nazwał ja Sunny.
- Profesor to była...- Hagrid stał jak zaczarowany odprowadzając wzrokiem podopiecznych
- Nie Hagridzie!- warknęła McGonagall
- To ona. Mówię pani to Sunny!
- Hagridzie, Sunny nie żyje!- powiedziała twardym głosem kobieta
- Jak to nie żyję? Przecież sam, na własnych rękach...
- Znalazł ja! Nie wiem jak i kiedy, ale wiem, ze ją znalazł.
- Nie wierzę! Profesor nie mówi prawdy! Dlaczego profesor kłamie?
- Nie kłamie! Hagridzie, zapomnij o niej!
- Nigdy! To była Sunny, jestem tego pewien!- krzyknął i odszedł wycierając rękawem gigantyczną łze, która spłynęła po jego policzku.